Dzwoni budzik, wszyscy spieszą się do pracy i szkoły. Dziecko/ nastolatek w panice biega po pokoju:
– Mamo! Gdzie jest moja koszulka na w-f?
– Nie wiem, poszukaj w szafie.
– Ale nie mogę znaleźć! Spóźnię się, no weź!
Rodzic, który również się śpieszy i zależy mu na punktualnym dotarciu do pracy wchodzi do pokoju, zagląda do szafy, wyciąga koszulkę i podaje. Dzięki temu błyskawicznie rozwiązuje problem: wszyscy są zadowoleni. Dziecko/ nastolatek gotowy do wyjścia, rodzic zadowolony, że nie spóźni się do roboty.
Na pierwszy rzut oka wygląda to bardzo dobrze – jesteśmy obok dziecka, reagujemy na jego potrzeby. Ale jaka jest różnica między pomocą a wyręczaniem? Zasadnicza.
Pomoc to wsparcie, które daje dziecku szansę na samodzielność. To reakcja adekwatna do tego, co aktualnie się wydarzyło. To powiedzenie:
– Jestem tu, mogę ci pokazać, podpowiedzieć, ale to ty spróbujesz.
Wyręczanie to przejęcie cudzego zadania. To tak, jakbyśmy mówili:
– Ja zrobię to lepiej i szybciej, więc nie ma sensu, żebyś się męczył/a.
Dlaczego tak łatwo nam wyręczać?
Bo się śpieszymy. Szybciej spakować plecak samemu, niż czekać, aż dziecko będzie „grzebać się” pół godziny. Bo nie chcemy patrzeć, jak się frustruje. Serce rodzica pęka, kiedy widzi łzy i słyszy: Nie umiem! Bo czasem sami lubimy mieć kontrolę. Przecież jak ja to zrobię, to będzie zrobione „porządnie”.
W imię „łatwiej, szybciej, bezpieczniej” odbieramy dziecku możliwość uczenia się radzenia sobie.
Jaki może być wynik ciągłego wyręczania?
Na krótką metę – mniej stresu, spokój, poczucie „ogarnięcia rzeczywistości” i… natychmiastowa ulga. Przeświadczenie rodzica, że dałem/dałam radę.
Na dłuższą? Sporo trudności, których nie widać od razu.
a) Dziecko zaczyna wierzyć, że nie da sobie rady. Skoro mama/tata zawsze musi coś poprawić albo zrobić zamiast mnie, to znaczy, że sam nie potrafię.
b) Lęk przed błędami. Jeśli rodzic zawsze gasił pożary, dziecko nie wie, jak się zachować, kiedy przyjdzie pierwszy kryzys bez rodzica obok.
c) Brak samodzielności, bezradność. Dorosły, który nigdy nie musiał sam załatwić sprawy w sklepie, ugotować obiadu czy rozwiązać sporu, później czuje się zagubiony. I nie jest w stanie przywołać z pamięci algorytmu/wzoru na rozwiązanie takiej czy innej sytuacji, bo… rzadko miał możliwość sprawdzenia różnych rozwiązań.
d) Postawa „należy mi się”. Dzieci szybko przyzwyczajają się, że inni mają działać za nie. Pomyśl o studentach, którzy dzwonią do mamy, żeby ta napisała maila do dziekanatu. To właśnie efekt lat wyręczania.
O przestrzeni dla dziecka i nastolatka.
A co się dzieje, kiedy damy dziecku przestrzeń? Kiedy zamiast wyręczania i „szybkiego” załatwienia sprawy, ryzykujemy spóźnienie się do pracy, narażamy się na płacz i wyrzuty kierowane w naszą stronę, bo przecież „nie pomogłaś/łeś”!
Tu robi się naprawdę ciekawie. Dziecko, które samo zmierzy się z zadaniem, nawet jeśli popełni kilka błędów, zyskuje :
a) Poczucie sprawczości i wiara we własne możliwości – „Potrafię! Mogę!”. Każdy mały sukces buduje ogromne fundamenty z napisem „Potrafię”, „Poradziłem/łam sobie!”, „Mogę!”.
b) Odporność na stres i porażki – bo nastolatek zrozumie, że błędy to nie katastrofa, tylko etap uczenia się. I że on sam – z Waszą obecnością – jest w stanie „ogarniać”.
c) Lepsze umiejętności społeczne – bo jeśli samo rozwiąże konflikt z kolegą, nabiera pewności w kontaktach z ludźmi. Oczywiście, samodzielność w zakresie rozwiązywania spraw trudnych nie oznacza, że rodzic powinien być daleko i gdzieś z odległości kilometra biernie obserwować, jak nastolatek sobie poradzi. Ważne, by być blisko. Ważne, by np. w sytuacji hejtu reagować odważnie i zdecydowanie. Często jest to obarczone obawą, że nastolatek będzie miał jeszcze gorzej, ale trzeba pamiętać, że hejt żywi się „tajemnicą”, tym, że „nikt nikomu nie powie”. Zresztą, temat hejtu to zagadnienie na oddzielny post…
d) Samodzielność – krok po kroku nastolatek uczy się, że świat nie zawsze jest prosty, ale można w nim działać. Nie zawsze sprawy idą po jego/jej myśli, ale zawsze można próbować coś z tym zrobić.
e) Poczucie wpływu – dziecko/nastolatek może na własnej skórze przekonać się na co ma wpływ, a na co nie jest w stanie wpłynąć. To nauka, która trwa całe życie, ale warto zacząć rozpoznawać ten wpływ od najmłodszych lat. Tu sprawdza się porzekadło o treningu, który czyni mistrza. Ten „mistrz” to później dorosła osoba, która wie, gdzie zaczyna się i kończy jego odpowiedzialność, co robić (lub nie robić), gdy rodzi się frustracja. Jak radzić sobie w sytuacjach niejednoznacznych, jak rozpoznawać swoje emocje, które często bywają podpowiedzią, tego, co robią mi sytuacje na pozór neutralne. I jak się bronić przed manipulacją, kłamstwem, próbami wpłynięcia na to, co czuję, myślę i robię.
Gdzie zatem znaleźć złoty środek?
Nie chodzi o to, żeby nagle zostawić dziecko same sobie. Pomoc jest potrzebna. Ale to towarzyszenie, a nie wyręczanie.
Bądź trenerem, nie zawodnikiem. Trener nie gra za drużynę, tylko daje wskazówki.
Zamiast decydowania za nastolatka, daj mu wybór i CZAS na podjęcie samodzielnej decyzji.
Akceptuj błędy. Każdy z nas uczył się na potknięciach – twoje dziecko też musi. By miało szansę zderzyć swoje pomysły/plany z rzeczywistością musi mieć gwarancję, że jego sposób na rozwiązanie nie będzie skrytykowany, wyśmiany, zbagatelizowany.
Powiedz:
– Jestem przy Tobie. Wierzę, że dasz radę. Poradzisz sobie, niezależnie od decyzji.
To prosty, a jednocześnie atomowy komunikat.
Każda taka sytuacja to trening – trochę cierpliwości dla rodzica, a dla dziecka ogromna lekcja samodzielności.
Na koniec – pytanie do Ciebie:
Czy wolisz, żeby twoje dziecko miało zawsze idealnie spakowany plecak i równiutko zawiązane buty… ale czuło się niezdolne do samodzielności?
Czy raczej – żeby czasem wychodziło z domu w krzywej kokardce, ale z przekonaniem: Umiem, potrafię, dam radę?
Rodzicielstwo to nie wyścig na idealnie wypolerowaną codzienność. To sztuka puszczania dziecka krok po kroku – zaufania, że da sobie radę.
A twoja, Drogi Rodzicu, rola?
Nie przewidywać wyłącznie „czarnych” scenariuszy.
Być obok.
Kibicować.
I czasem podać rękę.
Więcej o tym, skąd może wynikać potrzeba wyręczania, przeczytacie w artykule:
„Skąd bierze się nadopiekuńczość?”
Obraz Franz Bachinger z Pixabay