Bezsilność to bez wątpienia jedno z najbardziej bolesnych uczuć, jakie można przeżyć, bardzo dobrze znane rodzicom, których życie kręci się wokół choroby i związanych z tym trudności. Różnych trudności, także tych wynikających z tego, co często „obok” – zaburzeń odżywiania, zaburzeń ze spektrum autyzmu, wymagań szkolnych, lęku o to, co dalej i pytań z kategorii tych, których nienawidzimy:
Kiedy to się wreszcie skończy?!
Czy moje dziecko kiedykolwiek wyjdzie z choroby?
Co jeszcze mogę zrobić, by nie cierpiało?
Czy na pewno robię dobrze?
Dobrze znane myśli.
Bezsilność to stan, w którym masz wrażenie, że wszystko, co robisz, „nie działa”, a jednocześnie Twoje dziecko gaśnie na Twoich oczach, mówi, że już dłużej nie wytrzyma, że chce się zabić, że nie chce żyć… Ta bezsilność często wali w Ciebie z siłą huraganu, bo uruchamia tak dobrze znane myśli:
- zawodzę,
- to moja osobista porażka
- jestem złą matką/ojcem (często podbijane przez samego nastolatka, który krzyczy dokładnie to samo)
- nie staram się tak, jak powinnam/powinienem
problem jest we mnie - muszę zrobić cokolwiek!
- nie ogarniam, nie rozumiem…
Bezsilność zwodzi, przekierowuje Twoją uwagę na poczucie winy, obwinianie się, wbijanie sobie do głowy, że przecież zawsze jest wyjście. Rodzic dziecka z depresją radzi sobie z bezsilnością… byciem „silnym” – ucieka w zadaniowość, planowanie kolejnych kroków (zmiana terapeuty, lekarze, oddział), a wszystko to w nadziei, że bezsilność zniknie…
Błędne koło.
To błędne koło, bo jeśli czujemy, że kolejne działania nie przynoszą spodziewanych rezultatów, tym więcej działań podejmujemy. Oczywiście, „przegapiamy” moment, w którym to my potrzebujemy również wsparcia, często nie tylko terapii a środków farmakologicznych.
Bezsilność nie oznacza, że...
Bezsilność nie oznacza, że zawodzisz, że jesteś słaby/a czy nieudolny/a.
Przekonanie, że bezsilność równa się słabość lub porażka rzadko bierze się znikąd. U wielu osób ma ono korzenie w dzieciństwie — w tym, jak reagowano na ich emocje, potrzeby i błędy, oraz jakie oczekiwania wobec nich stawiano.
Rodzice wymagający perfekcji.
Jeśli jako dziecko byłeś_aś chwalony tylko za wyniki, sukcesy, „radzenie sobie”, a nie za samo istnienie i starania, mogłeś_aś się nauczyć, że:
Muszę być silny/a, radzić sobie, zawsze działać skutecznie — inaczej jestem do niczego.
Właśnie dlatego teraz – jako osoba dorosła – dobrze „wiesz”, że każda chwila bezradności lub ewentualny błąd to przede wszystkim wstyd („inni radzą sobie lepiej”), poczucie winy i przekonanie, że zawodzę jako matka, ojciec, jako…
Brak akceptacji dla trudnych emocji.
Jeśli w Twoim domu złość była tłumiona („bądź grzeczny/a”) lub karana (milczeniem, odtrąceniem, obrażaniem się), smutek ignorowany („nie ma czego płakać”, „nie bądź beksą”), lęk wyśmiewany („taka duża, a się boisz?”, „nie rozśmieszaj mnie”), to mogłeś_aś nauczyć się równania, które towarzyszy Ci do dzisiaj:
Emocje = słabość. Bezsilność = coś, czego trzeba się wstydzić.
Jako dorosły człowiek tłumisz więc bezsilność, nie potrafisz jej unieść ani zarządzić, a kiedy się pojawia — czujesz się wadliwa/y, „nie taka/i jak potrzeba”.
Dorosły w skórze dziecka - nadodopowiedzialność.
Jeśli jako dziecko musiałeś_aś „opiekować się” rodzicami (np. z powodu ich choroby, alkoholizmu, niestabilności emocjonalnej, rozwodu itd.), mogłeś_aś nauczyć się, że:
- Nie mam prawa do słabości”.
- Muszę być silny, bo inaczej wszystko się rozsypie.
A więc przyswoiłaś/łeś, że słabość budzi lęk. Bo tylko siła gwarantuje względny spokój. W dorosłości czujesz się odpowiedzialna/y za wszystko, a każda chwila bezsilności = zagrożenie, że nie utrzymasz rodziny, dziecka, sytuacji, ….
Oziębli emocjonalnie lub niedostępni rodzice.
Jeśli nie miałeś_aś przestrzeni, by być widzianym w trudnych chwilach (np. kiedy płakałeś_aś, bałeś_aś się, potrzebowałeś_aś wsparcia), mogłaś/łeś przejąć przekonanie:
- Jeśli nie radzę sobie sam, to nikt mi nie pomoże. Lepiej nie być słabym.
Obecnie często bezsilność budzi w Tobie panikę, samotność i poczucie „zawodzenia” w roli rodzica — masz w związku z tym trudność w proszeniu o pomoc, korzystaniu ze wsparcia, bo przecież to wstyd, bo przecież „musisz” sam/a sobie poradzić. Nikt Ci bowiem kiedyś nie pokazał, że bezradność może być zaopiekowana.
"Weź się w garść", "inni mają gorzej".
Częste słyszenie takich zdań może utrwalić, że emocje i bezsilność to wymówki, niewdzięczność, brak siły charakteru.
Może Ci więc dzisiaj, w dorosłości, towarzyszyć ogromny krytycyzm wobec siebie jako rodzica („Nie mogę czuć się bezradny, to słabość. Co za ze mnie ojciec/matka?”).
Jak więc sobie radzić z bezradnością?
Świadomość źródła.
Zastanów się nad swoimi przekonaniami, czyli myślami na temat bezradności. Zapytaj samą/samego siebie:
- Kto nauczył mnie myśleć w ten sposób?
- Od kogo usłyszałam/łem takie bądź podobne słowa?
- W jakich okolicznościach te słowa się pojawiły?
To da Ci wskazówkę, że to nie Twoja wina, że tak myślisz, ale sposób, w jaki nauczono Ciebie patrzeć na siebie w trudnych momentach.
Nowe spojrzenie na bezsilność.
Potem przychodzi uczenie się, że:
bezsilność nie odbiera Ci wcale wartości, możesz być bezradny i nadal dobrym rodzicem, emocje to nie słabość, ale coś niezwykle naturalnego, ludzkiego, a jako takie nie podlega ocenie.
Na koniec małe ćwiczenie do samodzielnego powtarzania zawsze wtedy, gdy „poczujesz” lub „usłyszysz” w sobie automatyczną krytykę/ ocenę (np. Jestem beznadziejną matką). Zadaj sobie wtedy kilka pytań:
- Czy to na pewno prawda?
- Co może świadczyć o tym, że to prawda?
- Co może temu przeczyć?
- Czy mogę mieć 100% pewności, że to prawda?
- Jak się czuję, gdy w to wierzę?
- Jak bym się czuł_a, gdybym w to nie wierzył_a?
- Kim bym był_a, gdybym nie wierzył_a w tę myśl?
Sami/same widzicie, że często to, co pojawia się w obliczu choroby dziecka może go nie dotyczyć, a być echem tego, co sami przeżyliście jako dzieci/nastolatkowie.
Trudna prawda.
Świat nie jest sprawiedliwy – mogliście urodzić się w rodzinie, w której Wasze trudności, problemy, wszelkie wątpliwości były pomijane bądź ignorowane, gdzie panował kult „zaradności” i „samodzielności”. Często ta samodzielność oznaczała odrzucenie (i przymus radzenia sobie samej/samemu), bo inaczej skończyłoby się dla Was jeszcze gorzej. Być może Wasi rodzice nie byli czuli, nie dawali Wam należytej opieki, czułości, wyrozumiałości. Zamiast tego zostaliście „wyposażeni” w poczucie winy i wstydu, zawsze, gdy nie dowieźliście, zawsze, gdy się nie udało, choć przecież musieliście dowieźć…
Może warto zrobić coś dla siebie i przynajmniej spróbować pogadać z terapeutą? Może warto zrobić ten pierwszy krok, by „zderzyć” to, co myślę o sobie jako rodzicu i myślę, że to absolutna prawda, z tym, że być może wcale tak nie jest. A to, co podpowiada mi, że jestem złym rodzicem to wszystko to, co przeżyliśmy, usłyszeliśmy, byliśmy świadkami znacznie wcześniej, często 20-30-40 lat temu?
Tu i teraz macie również pracę do wykonania.
Bezsilność nie oznacza, że zawodzisz — oznacza, że stoisz w obliczu czegoś, czego nie da się „naprawić” natychmiast. Uznaj więc bezsilność jako realną emocję – nie jako porażkę. Bezsilność pojawia się w sytuacjach, które przekraczają ludzką kontrolę, to naturalna reakcja na cierpienie bliskiej osoby, zwłaszcza dziecka, może być pierwszym krokiem do zmiany, jeśli ją zauważysz i zaakceptujesz. Możesz więc stanąć przed lustrem i powiedzieć na głos:
- Nie mam mocy, by zabrać ból mojego dziecka. Ale mogę przy nim być. I to ma wartość.
Zamiast „muszę naprawić” pomyśl „mogę towarzyszyć”/ "wybieram towarzyszenie mojemu dziecku".
Bo czasem obecność i cierpliwość są najpotężniejszą formą pomocy. Nie musisz więc „rozweselać”, ani wymuszać rozmów. Wystarczy być, słuchać, nie oceniać. Jest wielkim mitem, by nie mówić o swojej bezradności. Walcie śmiało, jeśli czujecie, że jesteście właśnie w takiej sytuacji:
- Nie wiem, jak Ci pomóc, ale chcę być z Tobą, jeśli mnie potrzebujesz.
Zadbaj o wsparcie dla siebie.
Rodzic, który dźwiga depresję dziecka, potrzebuje opieki tak samo jak dziecko. Poszukaj psychoterapii dla siebie (lub przynajmniej konsultacji psychologicznej). Porozmawiaj z kimś, kto Cię nie oceni, tylko wysłucha (przyjaciel, inny rodzic, terapeuta).
Rób małe rzeczy.
Bo to one dają Ci poczucie wpływu. Gdy wszystko wydaje się poza kontrolą, nawet drobne działania mogą przywrócić Ci poczucie sprawczości:
Przygotuj zdrowy posiłek.
Umów dziecko na wizytę do specjalisty.
Idź na spacer.
Zapisz swoje myśli do dziennika.
Oczywiście, te „małe rzeczy” nie zmienią sytuacji w całości, ale dają Ci poczucie, że coś możesz zrobić – dla siebie i dla dziecka.
Zaakceptuj, że trudności nie oznaczają regresu.
Depresja to fale, nie linia prosta. Twoje dziecko może mieć lepszy dzień, a potem znowu się „zapaść”. To nie Twoja wina. To przebieg choroby. Nie każdy dzień musi być „dobry”. Twoim zadaniem nie jest „wyciągnąć” dziecko na siłę, tylko pomagać przetrwać trudne chwile razem z nim.
Powtarzaj sobie poniższe zdanie. Na głos. Codziennie:
- Mam wpływ – nie na wszystko, ale na to, by kochać, być i nie poddawać się.
Mam nadzieję, że powyższy materiał być może będzie wstępem do podróży w głąb siebie. Bez osądzania, krytykowania czy poczucia winy. Za to z realnymi oczekiwaniami.
Wobec siebie i wobec innych.
Więcej o tym, jak radzić sobie z różnymi trudnymi emocjami, nie tylko w czasie choroby nastolatka, przeczytacie w artykułach:
"Jak radzić sobie z wyrzutami sumienia",
"Jak radzić sobie ze złością (nie tylko w depresji)",
Obraz: StockSnap z Pixabay