- Czy poradzi sobie w życiu?
- Co mogę zrobić, by się o niego/o nią tak nie bać?
- Jak reagować na jego/jej pomysły?
- Jak go/ją uchronić przed niebezpieczeństwami dorosłości?
Pełnoletność to dla wielu rodziców i ich dzieci przełomowy moment. Zwłaszcza, że często wiąże się np. z napisaniem matury, z chęcią młodego człowieka o studiowaniu (również za granicą). Osiągnięcie 18-tki oznacza uzyskanie formalnej niezależności, ale czy rzeczywiście młody dorosły jest już gotowy na pełną samodzielność? Gdy dodatkowo zmaga się z depresją, sytuacja staje się jeszcze trudniejsza. Rola rodzica ulega transformacji – z troskliwego opiekuna w mądrego przewodnika, który musi znaleźć balans między wsparciem a umożliwieniem dziecku budowania własnej niezależności, dbając jednocześnie o jego zdrowie psychiczne. Jak zatem skutecznie przeprowadzić dziecko przez ten kluczowy etap życia, gdy zmaga się z depresją?
Mówić 18-latkowi o swoich emocjach? Tak!
Rodzice dorosłego nastolatka z depresją często doświadczają bezradności, lęku, frustracji... Martwią się o przyszłość dziecka doświadczonego kryzysem psychicznym, boją się, że nie udźwignie ono samodzielnego, dorosłego życia. Niezależnie jednak od rodzicielskich strachów – i to jest najważniejsze! - ważne jest, aby pozwolili sobie na przeżywanie tych emocji i nie tłumili ich.
Milczenie na temat swoich rodzicielskich lęków, niepewności czy obaw wydaje się naturalne, zwłaszcza, jeśli zdamy sobie sprawę, że przecież to nie jest zwykły nastolatek.
To 18-letni mężczyzna/kobieta, który miesiąc/rok/3 lata temu ciął się. To 18-latkowie, którzy „nie radzą sobie”, są naznaczeni trudnymi doświadczeniami, bardzo odległymi od tego, co przeżywają ich rówieśnicy, którzy często:
- nie mają za sobą próby samobójczej;
- którzy nie mają tylu trudności, co ci młodzi ludzie, którzy zaliczyli pobyt w szpitalu psychiatrycznym;
- którzy mają „lepszą” rodzinę – bogatszą, pełną, bezproblemową.
Żadna choroba nie definiuje dziecka jako człowieka.
Choroba nie wybiera, ale też nie powinna być wyznacznikiem tego, co młody człowiek jest w stanie zrobić, wyznacznikiem tego, kim jest, jakie ma możliwości, plany na przyszłość, tego, co chce osiągnąć.
Owszem, być może trudniej mu będzie wśród osób „zdrowych”, ale czy ci „zdrowi” nie mają problemów?
Czy ci „zdrowi” nie mają wątpliwości na temat tego, co robić dalej ze swoim życiem? Czy ci „zdrowi” nie doświadczyli rozczarowań, porażek, często też traumatycznych wydarzeń.
Wielu rodziców nastolatków z diagnozą depresji zastanawia się, jak znaleźć zdrowy balans między tym, co oni - rodzice - chcieli by dla swoich dzieci (Jak im pomóc? Co robić? Czego nie robić? Co jest ważne, a co może poczekać?), a tym, co jest w gestii młodych ludzi. Owszem, doświadczonych w chorobie, huśtawkach nastrojów, wybuchów paniki, lęków, poczuciu bycia niewystarczającym…
Opowieść o Karolu.
Wyobraźmy sobie, że Karol, 18-latek, który uwielbia jazdę na nartach, w ciągu dwóch, trzech lat łamie 4 razy swoją nogę, dokładnie w tym samym miejscu. Ma za sobą okres, w którym nie potrafiąc radzić sobie z emocjami, zaczął się ciąć, a po kolejnym, niezdanym egzaminie w 2 klasie liceum chciał się zabić. Spędził na oddziale psychiatrycznym kilka tygodni.
Obecnie, kilka lat po tych wydarzeniach jest zaopiekowany: uczestniczy w psychoterapii (chociaż chciałby już powoli ją kończyć), ma leki (choć każdą wizytę u psychiatry zaczyna pytaniem, kiedy mógłby już z nich schodzić, bo czuje się znacznie lepiej). Noga – ta, którą ostatnio złamał już 4 raz – choć się zrasta, nie jest już tą samą, 100% zdrową nogą. Przy upadku jest ona narażona znacznie bardziej na uraz, niż druga noga. Czy jednak to osłabia w Karolu chęć poszusowania na nartach? Czy jednak możliwość kolejnej, bolesnej kontuzji sprawia, że chce zrezygnować z tego, co było dla niego przyjemne i ważne?
Mama Karola.
Wyobraźmy sobie mamę chłopaka – dobrze wie, ile bólu kosztowały go poprzednie kontuzje, ile się wycierpiał, ile ona spędziła godzin w szpitalu, czuwając przy jego łóżku, gdy wybudzał się po kolejnych zabiegach. Gdy Karol przechodził rehabilitację po drugim złamaniu, jego mama wyła z rozpaczy, bo z jednej strony jej dziecku stała się po raz kolejny krzywda, lekarz nie dawał gwarancji, że noga wróci do pełnej sprawności, a z drugiej toczyła się w jej głowie nieustanna bitwa na myśli, niepokoje i przewidywania tego, co potencjalnie złego może się wydarzyć…
Zamartwianie się. Droga donikąd.
Co będzie, jeśli Karol – pomimo kontuzji – będzie chciał wrócić na stok? Czy mam mu na to pozwolić? Może trzeba mu zakazać w ogóle zjeżdżania, bo się jeszcze zabije? Może powiem mu, że musieliśmy z ojcem sprzedać jego narty, a na kolejne nas nie stać? A może pogadać z jego dziewczyną? Ona znacznie szybciej przemówi mu do rozumu? Nie... zaangażuję jego znajomych, by namówili go, by już nigdy nie zjechał na nartach, nawet z niewielkiej górki, bo to dla niego niebezpieczne...
Różnice doświadczeń.
Sami widzicie, że doświadczenia Karola i jego mamy znacznie się od siebie różnią.
Karolowi zależy na nartach i świetnej zabawie, dobrze wie, czym grozi kolejna kontuzja, ale jednak przyjemność, te chwile wolności na stoku są dla niego ważniejsze. Wie, że z każdym zjazdem staje się coraz lepszy w tym, co lubi. Obiecał sobie, że zrobi wszystko, żeby wystrzegać się upadków, ale nie wyobraża sobie porzucenia nart…
Tymczasem jego mamę toczy nieustanny lęk, że może następny wypadek Karola może spowodować, że na zawsze trafi na wózek inwalidzki. Jest zdruzgotana wizją syna-kaleki, który jest uzależniony od innych osób i do końca życia jest skazany na niepełnosprawność. Jego zapewnienia o bezpiecznych zjazdach, o tym, że zrobi wszystko, by już nic podobnego się nie wydarzyło, wcale jej nie pomagają. Bo to ona była przerażona, gdy dostała telefon ze szpitala o konieczności operacji. To ona przy nim stała, przeżywając katusze, gdy zastanawiała się, co zrobiła źle. To ona wreszcie wyrzucała sobie pomysł zapisania Karola do szkółki narciarskiej, gdy ten miał 9 lat i stlaśnie chciał splubować, bo lubi śnieg…
Mama nie mówi, syn nie wie.
Mama jednak – nie chcąc martwić Karola, nie chcąc go obarczać swoimi lękami – nie mówi mu o swoich obawach i emocjach. Chłopak więc nie wie, że jej działania są podejmowane z troski i miłości. Że chce dla niego jak najlepiej, że nie jest złośliwą zołzą, która „nie pozwala”. 18-letni miłośnik nart nie wie też, że każdy jego kolejny wyjazd na stok będzie ciągłym zamartwianiem się jego mamy, że wieczorem po pierwszym dniu od wyjazdu będzie czekała na smsa od niego, że nic mu nie jest.
Tymczasem dowiaduje się od ojca, że jego narty musieli sprzedać, a drugich nie dostanie. Dwa dni później jego dziewczyna Malwina stwierdza, że jego rodzice mają rację – nie powinien więcej zjeżdżać na nartach. Wieczorem Karol spotyka swoich znajomych, którzy informują go, że dzwoniła jego mama, prosząc, by to oni przemówili mu do rozumu…
Konsekwencje emocjonalne.
Karol – choć ma już 18 lat – poczuje się, jak mały chłopiec, który za karę musi pójść do kąta. Poczuje, że nic nie może, że jest osaczony. Może zacząć myśleć, że rodzice są wobec niego złośliwi. Będzie czuł złość, wściekłość, że tak bardzo wpierdalają mu się w życie. Że jak to tak? Jest dorosły? Czy ich do reszty po…..liło??!
Rodzice mówią, więc syn ma szansę zrozumieć.
Zaraz po przyjeździe Karola ze szpitala, gdy mówi rodzicom, że ta kontuzja to nic takiego, bo noga się zrośnie, a z chłopakami za miesiąc jedzie powalczyć na kolejnym stoku, jego rodzice proszą go o rozmowę...
Zaczyna zdenerwowana mama, której głos co chwila się łamie, ale pomimo tego zależy jej, by syn jej nie przerywał:
- Karolku…, dziecko…., my się o ciebie tak bardzo boimy!!! Gdy usłyszałam przez telefon informację, że jesteś w szpitalu myślałam, że serce mi stanie… [płacze] Potwornie płakałam, bo nie wiedzieliśmy jak to się skończy. Martwiliśmy się, że ta twoja noga się nie zrośnie – słowa przychodzą mamie z coraz większym trudem. – W duchu przeklinałam dzień, w którym zawieźliśmy cię z ojcem do szkółki narciarskiej, bo gdyby nie to… Kochamy cię nad życie, zależy nam, byś miał w życiu, jak najlepiej, byś realizował swoje marzenia, plany. Czujemy jednak, że ta sytuacja nas przerosła, obwiniamy siebie o to, że gdyby nie my, to tych wypadków by nie było. Chcielibyśmy, byś wiedział, że najbardziej chcielibyśmy, byś już zrezygnował z tych nart. Miałam nawet taki pomysł, by je sprzedać, zadzwonić do twojej dziewczyny, kolegów… Wiemy jednak, że narty są dla ciebie czymś bardzo ważnym, kochasz je i chciałbyś dalej móc szusować po stoku. Zastanów się, syneczku – zrobisz, jak będziesz chciał… może od teraz ograniczysz te wyjazdy?
– Za pierwszym razem, to myśleliśmy, że takie rzeczy się zdarzają – wtrącił niespodziewanie ojciec. – Ale, teraz… sam nie wiem. Boimy się o ciebie za każdym razem, gdy wyjeżdżasz. Wyrywamy sobie włosy z głowy, bo nie wiemy, jak to wszystko się skończy. Zrozum też to, co my czujemy!
– Ok, ok – zaczął nerwowo Karol. – Nie spinajcie się tak, wypadki się zdarzają…
– Tak, synku, ale – mama znowu przejęła inicjatywę – chcemy dla ciebie jak najlepiej. Jesteś dla nas ważny. Nie chcemy przed tobą udawać, że to nas nic nie kosztuje. Wiemy, że nie mamy wpływu na twoją decyzję, co do kolejnych wyjazdów, ale chcielibyśmy, żebyś wiedział, że to nie jest dla nas łatwe doświadczenie, że twoje powroty dla nas nie będą wesołe. Będziemy jednak czuć ulgę, bo wrócisz cały i zdrowy…
- Wiesz, mamo… - odpowiedział po chwili namysłu Karol. – Rozumiem, że się martwicie, dobrze wiedzieć, że zależy wam na... Przemyślę sprawę… – Karolowi zaszkliły się oczy…
Tydzień później, Karol pojechał ze znajomymi poszusować na nartach. Rodziców nie uprzedził o wyjeździe, ale wieczorem tego samego dnia czytali z przejęciem krótki liścik, o którym wspomniał, wysyłając fotę z zaśnieżonego szczytu:
Hej, Mamo i Tato!
To, co ostatnio od Was usłyszałem dało mi dużo do myślenia…
Wiem, że się martwicie, nawet ojciec… Wiem, że muszę uważać na siebie. Zrobię wszystko, by się nie wywalić. Tyle mogę Wam obiecać.
Kocham Was.
Karol.
Nie macie gwarancji, bo nie możecie mieć.
Nie znamy dalszego ciągu tej historii, ale..., jak widzicie, nawet „poważna rozmowa” o tym, co Was przeraża, martwi, spędza sen z powiek z automatu nie sprawi, że Wasz nastolatek przyjmie w 100% Waszą perspektywę. Nie macie czarodziejskiej różdżki, by pozbyć się Waszych lęków i obaw. Mówiąc jednak swojemu 18-latkowi o tym, co czujecie, jak przeżywacie jego wybory dajecie mu tak naprawdę największy dar – pewność, że akceptujecie go takim, jakim jest. Pewność, że akceptujecie jego wybory, dążenia, plany i marzenia.
Czy da się uchronić przed wszelkimi niebezpieczeństwami tego świata? Czy lęk może zupełnie zniknąć? Nie. Nie dostaniecie od nikogo też pewności, że Wasze dziecko nie popełni żadnego błędu, ale gdy go popełni, jest szansa, że znacznie szybciej wyciągnie z niego wnioski, być może będziecie pierwszymi osobami, do których przyjdzie przyznać się do jakiegoś świństwa, które zrobił innym. Być może opowie Wam o swoich rozkminach, po rozstaniu z wieloletnią dziewczyną. Być może dowiecie się, że rzuca studia, by poświęcić się wolontariatowi w Afryce…. Być może dowiecie się, że na studia się nie wybiera, ale...
będzie od Was wiedział o możliwych konsekwencjach swoich działań.
będzie od Was wiedział o tym, że go wspieracie, niezależnie jaką drogę wybierze.
będzie od Was wiedział, że to on decyduje, że to on ma wpływ na swoje życie i bierze za nie odpowiedzialność.
To chyba dosyć, by czuć, że macie do czynienia z autonomicznym, samodzielnym młodym człowiekiem.
To chyba dosyć, by uznać, że daliście mu tyle, ile możliwe w danych okolicznościach.
To chyba dosyć, by wiedzieć, że nie można więcej…
To chyba dosyć, by mieć satysfakcję z tego, jak go wychowaliście.
To chyba dosyć, by mieć pewność, że jesteście rodzicami wystarczającymi.
Macie prawo bać się o Wasze dzieci, ale...
Bójcie się o Wasze dzieci i ich wybory na progu dorosłości - lęk jest wpisany w życie każdego z nas. Ale dajcie im działać. W samodzielności. Odpowiedzialności. Na ich zasadach.
Przy okazji, zastanówcie się, co dali Wam w plecaku doświadczeń i myśli o sobie samych Wasi rodzice. Nie ma możliwości, że byli idealni. Być może popełnili potwornie dużo błędów. Być może na pewnym etapie życia odrzucili Was, straumatyzowali raniącymi zdaniami, które do dzisiaj dźwięczą w Waszych uszach odbierając poczucie sprawstwa, pewność siebie, wbijając w poczucie winy i odpowiedzialności za wszystko i wszystkich. Być może nie mieli w sobie tego wszystkiego, co teraz chcecie przekazać swoim dzieciom.
Ale tym bardziej chwała Wam za to, że Wam się chce i staracie się działać zupełnie inaczej.
To naprawdę najważniejsze!
O innych trudnościach i niepokojach, związanych z wypuszczeniem w świat Waszego dziecka, a także o tym, jak sobie z nimi radzić, przeczytacie między innymi w artykułach:
"Gdy nastolatek staje się dorosły, cz. 1",
"Gdy nastolatek staje się dorosły, cz. 2",
"O wspólnej drodze na szczyt, czyli historia pewnego listu",
"Jak wspierać nastolatka w podejmowaniu decyzji".
Obraz mark11245 z Pixabay